Poruszony coming-out’em premiera Morawieckiego, ja też muszę się do tego przyznać. Zrobiłem to! Dzisiaj. Zostałem sam w domu. Zasłoniłem firanki w oknach, włączyłem komputer i uruchomiłem arkusz kalkulacyjny.
Z kilku komórek stworzyłem zgrabną tabelkę. Dodałem jej kształtny nagłówek i smukłą stopkę. Niektóre komórki obramowałem nieco grubszą kreską, a inne cieńszą. Użyłem też kilku formuł aby była lekko zagadkowa oraz dodałem nieco kolorów aby wzmóc efekty wypełnienia. Tabelka była piękna. Drżącym ruchem, lekko spoconych dłoni wypełniłem pierwszą komórkę. Postanowiłem być delikatny więc zacząłem nieśmiało — od cyfry. Wpisałem 6. Poczułem delikatny dreszcz na całym ciele. Zachęcony brakiem komunikatu o błędzie, postanowiłem wypełnić następna komórkę. Tym razem wpisałem już liczbę. 100. Trochę się wystraszyłem, czy aby nie działam zbyt popędliwie. Ale nie. Ośmielony, sam nie wiem jak i kiedy, ogarnięty szałem namiętności zacząłem bez opamiętania wpisywać coraz większe liczby! Potęgi! Silnie! Komórki orgiastycznie falowały pod ich naporem. Ukryte formuły sprawiały, że zaczęły mienić się feerią barw – głównie czerwieni i purpury. Już nic nie mogło tego powstrzymać. Rozpalony do białości, zacząłem w ekstazie wpisywać na przemian WINIEN… MA…WINIEN… MA….WINIEN…MA…
Chyba zrobię sobie upgrade do wersji professional… albo zapiszę się na kurs księgowych.