Duch prawa i duch wolności są filarami społeczeństw
[Henryk Ibsen]
Gdyby był w Polsce ktoś, kto „nie wie” i dlatego boi się protestować…
10 lipca br. Lipiec jak lipiec… Ale 10. (dziesiąty!). Niby nic – a jednak coś. Z powodu kompleksów, wyrzutów sumienia i podłego charakteru jednego nieprzystosowanego do życia, skrzywionego moralnie człowieczka, żywiącego się średniowiecznymi kanonami, dziesiątka urasta do rangi symbolu. 10 kwietnia 2010 r. w Smoleńsku miała miejsce katastrofa lotnicza polskiego samolotu rządowego. Zginęło w niej 96 osób, a wśród nich ówczesny prezydent RP Lech Kaczyński z małżonką. Nie dochodząc przyczyn i decyzji, kto i dlaczego poleciał tym samolotem, pewien mały duchem i ciałem, zawistny człowieczek urządza tzw. „miesięcznice”. Te dziwne manifestacje nie mają wiele wspólnego z uczczeniem pamięci osób, które straciły życie w tej tragedii – poza mszą w archikatedrze. Jak wiemy, miesięcznice owe to teatr hipokryzji, nienawiści i szczucia w wykonaniu ich uczestników, a w szczególności super-nienawistnika J.K. Reakcją na protesty obywatelskie i kontrmanifestacje była utworzona naprędce ustawa o zgromadzeniach. Powstało pojęcie „zgromadzeń cyklicznych”, które mają pierwszeństwo przed każdymi innymi. Te muszą zachować 100 m odległość od tych „cyklicznych”, jeśli przypadkiem będą odbywać się tego samego dnia. Takie postanowienia faworyzują wspomniane „miesięcznice” (tfu! Co za nazwa!) i ograniczają prawa kontrmanifestantów. Stąd, każdego 10. dnia każdego miesiąca na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie dochodzi do zatargów nie tylko pomiędzy obiema grupami, ale, niestety, także zaangażowana jest w to policja. Po czerwcowej „akcji”, kiedy siłą usuwano kontrmanifestantów, oburzenie niepisowskiej części obywateli osiągnęło szczyt. Ludzie z różnych zakątków Polski zjeżdżali się do stolicy, żeby pokazać, że nie godzą się na łamanie praw obywatelskich, na zawłaszczanie przestrzeni publicznej i prywatnych obchodów „miesięcznic” ( z powodu wyrzutów sumienia J.K.), na usankcjonowanie tego teatrzyku marnego aktora w imię jego chorych ambicji. W Smoleńsku nie było zamachu. Była katastrofa na życzenie. Lądowanie za wszelką cenę. Kto kazał? Ludzie giną z różnych przyczyn. Ich rodziny rzadko dostają „odszkodowania”. A już na pewno nie miliony złotych. Rodziny zmarłych przeżywają śmierci w skupieniu – we własnym gronie, w kościele. Nie robią teatru politycznego. Ze zwykłej przyzwoitości i uczciwości. A tu, co?
Art. 57 Konstytucji mówi, że „każdemu zapewnia się wolność organizowania pokojowych zgromadzeń i uczestniczenia w nich”. Jeśli oddamy tę wolność, gwarantowaną konstytucyjnie, to oddamy także następne prawa i wolności. Dlatego musimy pokazać jedność i wolę walki o nasze podstawowe prawa. Tak właśnie – wolę walki, bo wolność nie jest nam dana raz na zawsze. Nie możemy ulegać chorym poczynaniom rządnego władzy nieudacznika życiowego, który jednak potrafi bardzo dobrze manipulować swoją sektą. W „drabinkowych” wystąpieniach tego kacyka nie ma zadumy właściwej zgromadzeniu religijnemu. Nie ma słowa o miłości bliźniego, nie ma chęci czynienia dobra. Jest natomiast złość, jątrzenie i podjudzanie oraz nienawistny język obrażający przeciwników politycznych. Czyli część narodu. Doprowadziło to do wielu absurdalnych poczynań i określeń tego tchórzliwego ludka. Jednym z nich jest idiotyczne stwierdzenie, że biała róża jest symbolem głupoty i nienawiści! Białe róże przynieśli kontrmanifestanci, aby pokazać swoje czyste intencje. Ludzie z różami – uśmiechnięci, pogodni i nastawieni pokojowo do wszystkich… Młodzi i starzy. A ten … eeh. Można tu sypać przykładami, ale nie o to chodzi. Jedno jest pewne: musimy walczyć i sprzeciwiać się deformacji i niszczeniu demokracji, życia społecznego, prawa, całego dorobku narodowego wreszcie. Ale do walki idźmy razem – mimo różnic programowych, światopoglądowych, kulturowych i intelektualnych. Bo prawa i wolności konstytucyjne mamy wszyscy te same. Nie każdy może jechać do stolicy, aby wesprzeć pokojowe manifestacje. Praca, odległość, możliwości komunikacyjne, a częsot także finansowe…
Dlatego 10 lipca 2017 w Częstochowie w II Alei zakwitły białe róże. W ramach solidarności i wsparcia dla protestujących w Warszawie, KOD CZĘSTOCHOWA zorganizował „kontrmiesięcznicę” tuż pod biurami posłów PiSu. Cel – pokazanie, że my, obywatele, nie aprobujemy złej ustawy o zgromadzeniach. Nie godzimy się na deptanie Konstytucji i prawa. Nie było nas wiele. Około 50 osób — członkowie i sympatycy KOD-u — z białymi różami w dłoniach. Były flagi — narodowe i KOD-u. Zdarzało się, że przechodnie zatrzymywali się pozdrawiając nas i uśmiechając się porozumiewawczo. Oczywiście było także kilku — delikatnie mówiąc — malkontentów. Ale nic to. Takie jest społeczeństwo. Małgorzata i Włodzimierz krótko — acz treściwie — wyjaśnili cel spotkania. Na trawniku ustawiono tabliczkę z cytowanym wcześniej art. 57. Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej. W jej tle „zakwitły” białe róże przyniesione przez uczestników zgromadzenia. Załopotały flagi. To był bardzo piękny i budujący obrazek. Ktoś powie – phi, niespełna 50 osób i trochę przechodniów. Wielka rzecz! A właśnie, że wielka rzecz. Bo skrzyknęliśmy się w kilkanaście godzin. Pierwotny plan zakładał wyjazd do Warszawy, ale padł ze względu na niewielką ilość chętnych. Postanowiliśmy, że będziemy gromadzić się w tym miejscu każdego 10 dnia miesiąca w celu wyrażenia swojego niezadowolenia z rządów podłej zmiany. To było istotne zgromadzenie. Dało ono ludziom poczucie, że uczestniczą w czymś ważnym i słusznym. Że starają się wpływać na swoje losy i wyrażać swój protest na ulicy. Oni nie są tzw. teleopozycją, która „walczy” z bezprawiem utyskując przed telewizorem, ale nie kiwnie palcem, żeby wyjść na ulicę i krzyknąć, że jej się coś nie podoba. A każdy z owej garstki dzisiejszych kontrmanifestantów, kiedy będą nas setki i tysiące, będzie mógł powiedzieć — ja byłam/byłem w awangardzie. Nie wolno się bać protestować! Nie wolno mówić, że to mnie nie dotyczy. Bertrand Russell powiedział, że strach jest głównym źródłem przesądu i jedyną przyczyną okrucieństwa. Dlatego Kaczyński jest taki okrutnie nienawistny. On jest tchórzem. Boi się tłumu. Stąd jego liczna „ochrona”. Jeśli ktoś chce bać się tchórza, to niech siedzi w domu. Że jest policja i inne służby? Zawsze były. I jakoś nie przeszkodziło to w wywalczeniu wolności. A nawet jeśli się trochę oberwie, to ból minie a zwycięstwo zostanie. Piszę o tym po to, aby uskrzydlić nieco tych przestraszonych i „teleopozycję”. Chcę powiedzieć, że Polska żyje „póki my żyjemy” a tylko śmierć zwalnia nas od wszelkich zobowiązań. Tak więc wszyscy jesteśmy zobowiązani dbać o naszą Ojczyznę. Nie odcinajmy jej tlenu naszą biernością.