To hasło ostatniego marszu w Warszawie. CzeKODerzy (członkowie częstochowskiej grupy KOD) oczywiście stawili się sporą grupą — mniejszą niż planowaliśmy, ale jesienne przeziębienia trochę nas zdziesiątkowały, a właściwie zczwórkowały bo pojechało ¾ zapisanych osób.
Na każdy marsz do Warszawy jedziemy z nowymi „niespodziankami”. Tym razem były dwie:
- ogromna flaga Polski poszarpana jak nasz kraj, ale pocerowana i połączona przez KOD – wszak KOD łączy. Była ona bardzo symboliczna i bardzo wymowna. Nikt z przechodzących i fotografujących nie miał wątpliwości co chcemy pokazać,
- wielka mapa Polski – biało–czerwona z napisem POLACY NIE DZIELMY SIĘ . To była potężna konstrukcja, która znów bardzo symbolicznie pękła w czasie marszu, ale znów KOD poradził sobie z tym „kłopotem” – konstrukcja została wzmocniona i dzielnie dotrwała do końca marszu.
To był męczący dzień – cały marsz „dawaliśmy czadu” – grupa głośna – trąbki, skandowanie i śpiewy. Wracaliśmy zmęczeni, ale szczęśliwi, że mogliśmy publicznie wyrazić swój gniew i oburzenie.
Na marszach spotykamy coraz więcej przyjaciół – tym razem spotkaliśmy się znów z KODerami z pozostałej części regionu śląskiego (po raz pierwszy nam się to udało w wielotysięcznym tłumie w Warszawie), z regionu kujawsko–pomorskiego i regionu mazowieckiego. Teraz wyjazdy do Warszawy to już nie tylko emocje związane z uczestnictwem w marszu, ale również radość ze spotkania z przyjaciółmi.
Tekst: Małgosia K.
Poniżej fotorelacja Marka N.