Raport operacyjny numer 3

Ostatnio zwracano mi uwagę, że do powinienem do ministra zwracać się z szacunkiem. W sumie trudno się z tym nie zgodzić.
Do ministra tak.

Tak więc Drogi Zbyszku,
Na wstępnie chciałbym pogratulować. A skoro masz już tyle władzy, to za wszystkie dotychczasowe zasługi tylko o tę jedną rzecz proszę; osobnym kurierem wysłałem ci listę kilkunastu osób. Nic nie sugeruję. Już tam twoi prokuratorzy będą wiedzieć co z nimi zrobić. Chciałbym tylko zwrócić uwagę na pierwsze nazwisko. To jest kelner z restauracji Świtezianka, który w 2001 orżnął mnie na 486,50 zł przy rachunku. Niby pieniądz żaden, ale pokaż mi złodzieja, który sam lubi być okradany?

Ale do rzeczy.
No to są już jakieś jaja! Kiedy kazali mi maszerować, maszerowałem bo mi za to płacili. Kiedy kazali mi stać i pikietować, stałem bo mi za to płacili (mimo, że za stanie stawka była o połowę niższa). Ale zrobić ze mnie straganiarkę?! Mnie?! W końcu do KOD-u werbował mnie sam pułkownik Zajcew z FSB! Znałem go jeszcze z KGB, dzięki koneksjom uzyskanym przez moją babcię, w której podkochiwał się Dzierżyński. (Dałem się zwerbować skuszony obietnicą darmowych wczasów na Krymie i kartą rabatową na tankowanie paliwa na stacjach Łukoilu.)

O jaki stragan chodzi? Otóż kilka dni temu, w trybie alarmowym, zwołał nas Koordynator (pseudonim operacyjny Koordynator). Oznaczonego dnia, założyłem walonki, kufajkę i pojechałem rowerem do naszej tajnej siedziby. Przed drzwiami stał ochroniarz. Niejaki Henio, były ZOMO-wiec. Stał dłubiąc paluchem w nosie. Robi tak bez przerwy, bo odkąd zabrali mu gumową pałę nie wie co z rękami zrobić. Chłop wieli jak szafa Kiszczaka, ale inteligencji w nim tyle co w miedzianej broszce. Trudno się dziwić, że z takim aparatem straciliśmy dostęp do koryta. Henio spojrzał na mnie ponuro i zażądał podania hasła. – Kondominium – odpowiedziałem konspiracyjnym szeptem, dobrze wytrenowanym na Łubiance. – Niemieckie – usłyszałem odzew i zostałem wpuszczony do środka. Spotkanie właśnie się zaczynało. Zaczęliśmy od aperitifu. Koordynator wyciągnął spod stołu skrzynkę wódki, którą rozlaliśmy do musztardówek – wzór z 1972 roku. Następnie nasz przywódca zapalił cygaro grube jak rura kanalizacyjna, a którego dym śmierdział jakby rzeczywiście palił się polipropylen.

Towarzysze – zagaił (kiedy jesteśmy sami, zwracamy się do siebie tradycyjnie). Jest taka sprawa. Po czym wyjaśnił nam w czym rzecz. Okazuje się, że MOSAD dosłownie zrozumiał słowa min. Waszczykowskiego i zamiast obiecanych dolarów, nasi izraelscy mocodawcy przysłali nam kilka kontenerów marchewek. Ponieważ, skutki waszej dobrej zmiany zaczynają na własnej skórze odczuwać emeryci, na nasze marsze przychodzi ich coraz więcej. Leniom nie chciało się ciężko pracować jak posłance Pawłowicz i zamiast wziąć się do jakiejś roboty przyłażą na nasze marsze skuszeni możliwością podratowania swoich budżetów. No i kasy zaczyna brakować. Dlatego Dowództwo Centralne podjęło decyzję, żeby te marchewki zamienić na pieniądze. Na nasz oddział przypadły dwie tony. Plan był taki, żeby ustawić w centrum miasta stragan i warzywo sprzedać.
Cóż było robić. Kto jak kto, ale ty wiesz, że kiedy przychodzi rozkaz z góry to się go wykonuje bez gadania.

podpisy1

Trzeba przyznać, że stragan nawet ładnie nam wyszedł. Namiot mieliśmy jeszcze z czasów czynów społecznych. Staliśmy wśród, przysłanych przez Putina, kwiatów i pogryzając, podarowane przez Merkel cukierki, zachęcaliśmy przechodniów aby do nas podchodzili, nawołując ich przez wydzierżawioną od CIA aparaturę nagłaśniająco-podsłuchową.

Niestety mentalność drugiego sortu dała o sobie znać. Okazało się , że marchewki nie dojechały, rozkradzione zapewne po drodze przez komunistów i złodziei. Przechodnie mijali nas obojętnie, bo nie mieliśmy im nic do zaoferowania.

Staliśmy, jak sieroty bez celu i żrąc germańskie cukierki wspominaliśmy czasy, kiedy pełnymi garściami wyciągaliśmy z koryta kawior, popijany radzieckim szampanem i kapitalistyczną whisky. Chłodne powietrze mroziło nam łzy na policzkach. W końcu, ktoś zaproponował aby dla rozgrzewki zacząć destabilizować sytuację w kraju. Uznaliśmy, że najlepszym sposobem będzie rozchwianie podwalin demokracji. Postanowiliśmy uderzyć we władzę sądowniczą, siejąc zamęt własną propozycją ustawy o Trybunale Konstytucyjnym.

Rzeczywiście, Polacy to naród warchołów i mącicieli. Jak się tylko dowiedzieli co planujemy, natychmiast zaczęli się wokół nas gromadzić i podpisywać listy poparcia w takim tempie, że musieliśmy w pośpiechu dodrukowywać formularze.
Gdyby należeli do pierwszej kategorii, wzięli by od was te 500 zł i czekali na to aż staniemy się światowym mocarstwem dzięki planowi Morawieckiego, sławiąc uroki naszej katolickiej ziemi, której ani piędź nie będzie już w rękach zagranicznych faszystowskich rewizjonistów. Ale oni wolą chodzić na pasku żydowskich kapitalistycznych neoliberałów. Więc czeka cię chyba mnóstwo pracy.
TW Jacek i Agatka.

 

Podziel się...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.